Kiedyś, już dość dawno, ale na pewno w trzecim tysiącleciu [...], wymyśliliśmy sobie, żeby przejść słynną drogą na Młynarczyka - Diretissimę.
Nadszedł ten dzień - dokładnie w październiku 2001-go roku.
W ostatnich tygodniach mała kontuzja ręki jakiej się nabawiłam podczas przeprawy przez rzekę Kukenan uniemożliwiła mi pisanie. Nadrabiam zatem zaległości pisząc o wejściu na Roraimę.
Sama straciłam poczucie czasu i chyba zaczynam rozumieć "gringo" którzy wiele lat temu "utknęli" tu na kilkanaście lat, nie zauważając że czas mimo wszystko mija.
A więc żywioły mnie usłuchały, wpakowałem się dokładnie pomiędzy dwa okna pogodowe. Nie zamierzam teraz odpuścić, co więcej czuję się jeszcze bardziej zmobilizowany niż przed wyprawą.
A więc stało się. Spakowane plecaki i torba znalazły swoje miejsce w samochodzie. Wyzerowany licznik ma wskazywać kolejne przejechane kilometry. Znów w drodze. Ja i Iza. Tym razem na cel bierzemy Karkonosze.
Nawet nie chcę wiedzieć, jak wygladają teraz ściany, ale według moich obliczeń za dwa dni z Fitz Roya będzie można prawdopodobnie zjechać na nartach...: ( Czyli niewesoło.